Carpholic Team
STRONA GŁÓWNA
 

 

Carpholic na rybach - maj 2011

STRONA GŁÓWNA => WYPRAWY

czytano

4846

razy

Carpholic na rybach - maj 2011

 

Autor: the_animal

Pierwsza zasiadka karpiowa. Właściwie amurowa. Celem nadrzędnym było złowienie amura. Znalazłem wodę, gdzie ponoć była spora populacja amura, którego dodatkowo nikt nie łowił. Jakiś czas wcześniej zakupiliśmy z Czarnym sporą porcję zanętowych kulek pewnej firmy..

 

  ...które w połączeniu z kukurydzą oraz konopiami były sypane do wody na 3 razy przed łowieniem w ilości "masakrycznej". Lubię to słowo, ponieważ dokładnie obrazuje niewiarygodną ilość zanęty, która poszła do wody. Nad wodą spotykamy się 10 maja po południu. Ja przyjeżdżam wcześniej, więc organizuję zasiadkę. Zawiadamiam miejscowego rybaka kolegę Grzesia, że jesteśmy i Straż Leśną, która obiecała zezwolenie na wjazd do lasu w tym miejscu. Gdy rozbijam swój namiot i wynoszę klamoty z samochodu przyjeżdża Czarny z Beatą. Teraz już w komplecie "stawiamy" cały obóz.

 

 Przy drugim piwie wpada Grzesiu i wypisuje nam stosowne zezwolenia na wędkowanie. Mała gadka szmatka i obiecuje wpaść wieczorkiem ze swoją czarodziejską rybacką nalewką. Trochę gryzły komary, jednak odpowiednie preparaty robią swoje. Zbliża się wieczór, więc szybko ponton na wodę i wywozimy zestawy. Trzeba było też zmienić markera, oraz dosypać kulek. Kulki na tę okazję ukręcił Czarny, którego relacja z ich produkcji jest umieszczona w stosownym dziale. Nęciliśmy też kulkami o zapachu Whisky Nash'a.

 

Pierwszy wieczór upływa spokojnie. No prawie spokojnie, bo wpada z wizytą Grzesiu ze swoją cytrynówką. Każdy coś tam miał, ale to jego przy naszym nazwałem radosną nalewką i tak już zostało. Więc po maluchu radosnej i po maluchu i po maluchu .... i noc mija. Prawdopodobnie okres nęcenia amurów był zbyt krótki, bo prócz spacerów, nowych wywózek, do nęcania- nic się szczególnego nie działo. Środa i czwartek minęły spokojnie. W czwartek lało. Odwiedzały nas różne osoby, więc nudno nie było. A to Grubyzwierz Waldek. Innym razem Strażnik Leśny. Często wpadał rybak Grzesiu ;) 

 

 

 W piątek rano kawusia, śniadanko i błogie lenistwo. Po ulewnym i wietrznym czwartku powietrze jak by lżejsze. Czarny bierze Beatę i idą na spacer brzegiem jeziora. Ja kładę się w namiocie aby troszkę poleżeć przed wieczorem. Mija jakiś czas i słyszę piknięcie sygnalizatora. Myślę sobie- leszcz. A tu drugie pi .... i zaraz trzecie. Chwila przerwy i odjazd. Spokojny odjazd piiiiiiiiiii , żaden nerwowy piiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiii. Wybiegam w klapkach do wędek, po drodze widzę już która się "świeci". Zrywam z poda i zacinam. Na końcu kija czuję opór, ale nie za ciężki. Powiedział bym ot taki karpik 5-8 kilo. Spokojnie go holuję i już wiem, że na nogach klapki a w nich do wody nie wejdę . Podbierak pod drzewem parę metrów ode mnie, więc drę koparę na całe jezioro- Czarnyyyyyy !!!!!!, Czarnyyyyy!!!!!. I tak cały czas- nie przerywam. W między czasie, rozmyślając wymyśliłem sobie, że takiego karpika doholuję do łapy i podniosę go na matę. Ryba coraz bliżej, już dociągnąłem do trzcin, gdy lekko odbiła mi pod wędkę z prawej. Zniżyłem szczytówkę by się nie poplątała i podholowałem powrotem na lewo. Wtedy się spławił. Zamarłem! Toż to amur?! Z metr długości! Odpadają wszystkie moje wymysły na temat zakończenia holu. Takiej ryby się nie podbierze niczym, tylko podbierakiem! A podbierak z tyłu! Czarnyyyyyyyyyyyyy!!!!!!, Czarnyyyyyyyyyyy!!!!!!!!, drę się coraz głośniej. Gdzie oni poleźli? Już tyle czasu się drę! Ptaki aż przestały piać zdziwione kto to się tak drze głośniej od nich. Stanął! Stanął w miejscu lekko wachlując ogonem. Mimo, że się darłem to zachowywałem się ostrożnie. Wiedziałem co potrafią zrobić widząc wędkarza lub pobierak! Oparłem lekko kij o poda, delikatnie, aby nie za mocno i nie za luźno napięty. Po czym cichutko jednocześnie szybko śmignąłem po wodery i podbierak. Rybka już zaczęła lekko się niecierpliwić więc przy zakładaniu woderów miałem trochę kłopotów. Jednak udało się! Cały czas: Czarnyyyyyy!!!!!, Czarnyyyyyy!!!!! Nic! Wlazłem do wody w jednej ręce podbierak w drugiej wędka. Za pierwszym razem nabrałem masę szlamu, błota. Liści. Miałem tego z parę kilo!. I jak to teraz wywalić holując jednocześnie amura? Jakoś się udało! Wlazłem głębiej! Pierwsze napłynięcie i gdy tylko poczuł podbierak dostał takiej śruby w ogonie, że od razu cały mokry byłem. Potem powtórzył to tylko 5 razy! Czarnyyyyyyy!!!!!!!, Czarnyyyyyyy!!!!!, nic! Następna próba! Kucnąłem, aby mnie mniej widać było, lekki spokojny hol, podbierak niżej i JEEEEEEEEST!!!!!!!!!!!! HURAAAAAAAAAAA!!!! Mój pierwszy, wymarzony! Wsadziłem podbierak w korzeń, tak aby rybkę trzymał i nie wypadł, odłożyłem wędkę i odsapnąłem. Oczywiście , aby po chwili wrócić do ulubionego zajęcia: Czarnyyyyyy!!!!!!, Czarnyyyyyy!!!!! Tak non stop z 10 min jeszcze! Rybkę trzeba było zważyć, fotka była by też na miejscu, no i przede wszystkim wypuścić! I nagle! Patrzę! Oczom już nie wierzę! Ale leciiii! -Co jest? Co się stało? Wydawało mi się, że mnie wołałeś? -No! Mówię- złowiłem amura :)! -Żartujesz???- jego miny nie zapomnę długo! Potem już czysta radosna rutyna! Mata rozłożona, Waga obok, wiaderko z wodą, aby rybkę polewać. Teamowe koszulki na garb i po rybkę do wody. Do tej pory nie wydawało mi się, aby była szczególnie wielka. Ot 8-10 kilo- tak myślałem! Podniosłem siatkę i "O KURDE" się mi wyrwało! Ciężki! Rybkę na matę, wagę za sznureczki iii iii- 15 kilo z groszem! Odjęliśmy wagę maty i 15 plus minus zostało! Piękny ryb- powiedziałem- takiego sobie wymarzyłem :) !!!

 

 Następnie trochę zdjęć i rybka do wody! Pięknie zmielił wodę ogonem na pożegnanie i odpłynął w siną dal.

 

 

Wyjazd można zaliczyć do udanych! Do tej pory łowiliśmy tylko karpie. Małe amurki były przypadkiem. To była pierwsza wyprawa z zamiarem i nastawieniem się na amura, zakończona sukcesem. Jednym bo jednym, ale jednak! Wieczorem przyleciał rybak zadowolony z tego, że jednak u niego są ryby w jeziorkach. Radosna poszła w ruch! 

 

 

 Sobota była już tylko spokojnym zakończeniem łowienia, gdzie na koniec przenęciliśmy łowisko troszkę bliżej brzegu, aby można było wpaść samemu i bez wypływania już połowić. Zobaczymy z jakim skutkiem! Bo może wpadnę w następny weekend... Dzięki Beato i Czarnyy za wspólną zasiadkę.... do następnego razu! Spacerom cześć!

 

z pozdrowieniem z nad wody - the_animal

 

STRONA GŁÓWNA => WYPRAWY

 

 

 

 

 

 

Menu prawe

POLECAMY

 

pajacyk_139x68.gif

 

 

 

carpholic

Wszelkie prawa zastrzeżone. © 2010-2018 Carpholic Team